Chopinowskie święto
w Dusznikach
Tajemnice Chopina
Szczęściem Fryderyka Chopina jest między innymi to, że za jego czasów nie wynaleziono maszyny do zapisywania dźwięków. Gdybyśmy dzisiaj mieli możność wysłuchania jego gry, mogłoby się okazać, iż nie jest on najlepszym interpretatorem swoich dzieł, jak to ma miejsce w przypadku Ryszarda Straussa, Igora Strawińskiego czy Karola Szymanowskiego. Chopin mógłby wówczas stracić którąś ze swoich tajemnic…
Dociekanie więc jak grał i jakim był pianistą, co jest zajęciem szalenie frapującym, szczególnie w kontekście jego własnej, skomplikowanej i jednocześnie prostej muzyki, z konieczności musi opierać się na analizie dzieł i wypowiedzi wielkiego Polaka, opinii słuchaczy, oświadczeń uczniów i krytyków muzycznych, zapisów pamiętnikarskich i epistolarnych.
Literatura dotycząca wyżej zarysowanej tematyki, tworzona już za życia Chopina, skażona jest myśleniem – przyjmowanym mniej lub bardziej świadomie, ale najczęściej podświadomie – że skoro Chopin jest geniuszem, przeto ex definitione genialna była jego gra. Tymczasem Chopin wykonawca zestawiony z cokołu jawi się jako całkiem normalny przedstawiciel tego rzemiosła, mający – jak wszyscy inni – braki warsztatowe i ograniczenia fizyczne, wynikające z określonej budowy rąk, niedoskonałości mechaniki instrumentu itp.
Na słabości pianistyczne sam zresztą czasem wskazywał, kreśląc na przykład:
„Piszę nie wiedząc co moje pióro bazgrze, gdyż w tej chwili Liszt gra moje etiudy i przenosi mnie poza obręb rozsądnych myśli. Chciałbym mu wykraść sposób wykonywania moich własnych utworów”.
Jak grał Chopin? Tego nie wiemy! Z pewnością jednak interpretacje jego odznaczały się wyjątkową duchowością. Uczeń mistrza z Żelazowej Woli Henry Peru napisał, że „[Chopin] mógł grać dwadzieścia razy ten sam utwór i słuchano go zawsze z tym samym zachwytem”. Prawdopodobnie przesłanie zawarte w przedstawianych utworach było tak silne, przekonujące i jednoznaczne, że słuchacze mimowolnie poddawali się jego oddziaływaniu. Zjawisko to można sobie uzmysłowić czytając opisy koncertów Ignacego Jana Paderewskiego, który całego siebie oddawał we władanie muzyki, tworząc wraz z nią jedność.
Chopin obdarzony był charyzmatem proroctwa muzycznego, co widoczne jest w każdej jego kompozycji, i co zapewne znamionowało jego wykonawstwo. Wysoki poziom intelektualny zaś powodował, że sens, przesłanie, ideę każdego utworu widział on wielopłaszczyznowo. Stąd mógł grać dane dzieło za każdym razem inaczej, a mimo to, przekazywać je odbiorcy w kształcie doskonałym. Podobną cechę miał wielki pianista polski Józef Hofmann: potrafił on tę samą kompozycję wykonać wiele razy w diametralnie różny sposób, a jednak za każdym razem twórczo i fascynująco, w każdym wariancie wykonawczym dając interpretację jedynie właściwą…
Chopina spowija mgła tajemnicy we wszystkich przejawach jego działalności. Mimo dociekań kilkunastu pokoleń uczonych, mimo analitycznemu rozbiorowi każdej nuty przezeń postawionej, mimo egzegezie najmniejszej informacji na temat jego gry, wciąż nie udaje się nam wydrzeć mu tajemnicy ani aktu twórczego, ani aktu wykonawczego. Niejednokrotnie odnosimy wrażenie, że już prawie bliscy jesteśmy jej ujawnienia, gdy tymczasem obiekt naszego poznania oddala się tworząc ten sam dystans, jaki mieliśmy na początku.
Bardzo pięknie opisał to nadzwyczajne zjawisko w „Notatkach o Chopinie” francuski noblistaAndre Guid:
„Za sprawą jakiegoś dziwnego przeznaczenia, którego nie zaznał nikt inny, Chopin tym bardziej wymyka się poznaniu, im więcej jego wykonawcy wkładają pracy by go poznać. Z mniejszym lub większym powodzeniem można interpretować Bacha, Scarlattiego, Beethovena, Schumanna, Liszta lub Faurego, i nie da się sfałszować ich znaczenia. Zdradzić można tylko Chopina: głęboko, wewnętrznie i wynaturzyć zupełnie”.
To prawda! Chopin wciąż nie pozwala nikomu na wgląd do jego tajemnic. I zapewne tak już pozostanie: kolejne pokolenia będą pragnęły doń się zbliżyć, a on wciąż będzie się oddalał…
Czy zatem mamy rezygnować z wydarcia bodaj skrawka którejś z tajemnic Chopina? Wprost przeciwnie! Między innymi temu celowi służyć mają dusznickie święta.
Geneza chopinowskich świąt w Dusznikach
Święta chopinowskie w Dusznikach, znane dzisiaj przez cały świat muzyczny pod nazwą Międzynarodowych Festiwali Chopinowskich, zainicjowano w 1946 roku, gdy dopalały się jeszcze zgliszcza zrujnowanych miast przez ledwie zakończoną drugą wojnę światową. Impuls do organizowania festiwalu dał Ignacy Potocki, współzałożyciel Zarządu Uzdrowisk Dolnośląskich.„Miał to być pierwszy po wojnie festiwal – napisał Potocki w liście do Andrzeja Merkura w 1994 roku – co miało niemałe repolonizacyjne, patriotyczne i interpretacyjne znaczenie dla naszego społeczeństwa, które nowo przybyłe na ten obszar nie czuło się jeszcze dość u siebie”.
Dlaczego na chopinowskie święto wybrano dusznicki kurort? – ponieważ bawił tu Chopin, upamiętniając swój pobyt pięknym darem serca…
Z sierpniu 1826 roku z polecenia lekarzy warszawskich i profesora Józefa Elsnera, dla podreperowania wątłego zdrowia, do Dusznik przybył Fryderyk Chopin. Z Warszawy wyruszył 28 lipca. Towarzyszyły mu matka oraz siostry (Ludwika i Emilia). Trasa wojażu wiodła przez Błonie, Sochaczew, Łowicz, Kutno, Kłodawę, Koło, Turek, Kalisz, Ostrów, Międzybórz, Oleśnicę, Wrocław, Niemczę, Ząbkowice i Kłodzko.
W Dusznikach Chopin czuł się dobrze, okolice mu się podobały, jedynie beztroski pobyt ograniczały zalecenia doktorów, nakładające na szesnastoletniego młodzieńca przestrzeganie zaordynowanej kuracji. Swoje wrażenia z pobytu w uzdrowisku zawarł w dowcipnie skreślonych listach do kolegi szkolnego Wilhelma Kolberga i profesora Józefa Elsnera.
W korespondencji do Kolberga napisał:
„Dwa tygodnie już piję serwatkę i wody tutejsze; i niby, jak mówią, mam trochę lepiej wyglądać, mam niby tyć, a tym samym lenieć, czemu może przypiszesz tak długi spoczynek pióra mojego; lecz wierz mi, skoro się dowiesz o moim sposobie życia, przyznasz, iż trudno znaleźć chwilę do siedzenia w domu.
Rano, najpóźniej o godzinie 6, już wszyscy chorzy przy źródle; tu dopiero kiepska dęta muzyka – z kilkunastu karykatur w rozmaitym guście złożona, na czele których fagocista, chudy, z osiodłanym, zatabaczonym nosem, przestrasza wszystkie damy, co się koni boją, przygrywa wolno spacerującym Kur-gastom; tu dopiero gatunek reduty, a raczej maskarady, bo nie wszyscy w maskach, tych jednakże mała jest liczba, albowiem składa się tylko z tych, co dla kompanii dali się powiesić. Taka promenada po ślicznej alei […] trwa zazwyczaj do ósmej, stosownie do kubków, ile kto ma rano wypić, potem udają się (każdy do siebie) na śniadanie. – Po śniadaniu idę zazwyczaj przejść się, chodzę do 12, o której obiad jeść trzeba dlatego, że znów po obiedzie idzie się do źródła. Po obiedzie zazwyczaj jeszcze większa maskarada niż rano, bo każdy wystrojony, każdy w innym niż rano pokazuje się kostiumie! Znów muzyka paskudzi, a tak chodzi się już do samego wieczora. Jak ja, ponieważ tylko dwie szklanki ciepłej wody zdrojowej piję po obiedzie, więc w czas idę do domu na kolację, po kolacji spać, więc kiedyż list pisać?…
Otóż masz ogół dnia, jak schodzi jeden po drugim. Schodzi i tak prędko, że już jestem tak długo, a jeszcze wszystkiego nie widziałem.
Chodzę ja wprawdzie po górach, którymi Duszniki otoczone, często zachwycony widokiem tutejszych dolin, z niechęcią złażę, czasem na czworakach, alem jeszcze nie był tam, gdzie wszyscy jadą, bo mi zakazano. Jest tu w bliskości Dusznik góra ze skałami zwana Heu-scheuer, miejsce, z którego widoki zachwycające, ale dla niezdrowego powietrza na samym wierzchołku nie wszystkim dostępna, a ja jestem jednym z tych pacjentów, na szczęście, którym tam nie wolno.
Ale mniejsza o to; byłem już na górze zwanej Einsiedelei, bo tam jest pustelnik. Wszedłszy na górę jedną z wyższych w Dusznikach, wchodzi się po stu kilkudziesiąt schodach w prostej linii, nieledwie pionowo, z kamieni zrobionych do samego pustelnika, skąd przepyszny widok na całe Duszniki. […]
Ale próżno nudzę Cię tymi opisami, z których mało o rzeczy wyobrażenia powziąć możesz, albowiem nie wszystko da się opisać, co się chce. Co się tyczy obyczajów, takiem się już do nich przyzwyczaił, że mię nic już teraz oczu nie razi. […]
Polaków było dużo w Dusznikach, lecz teraz przerzedza się ich grono […]. W tym domu, co my mieszkamy, mieszka pewna pani z Wrocławia; jej dzieci, chłopcy żywe, pojęte, mówią trochę po francusku; zachciało im się mówić po polsku, więc zaczyna jeden z nich, a mój druh, do mnie: zien dobry, odpowiedziałem: dzień dobry, i że mi się chłopak podobał, powiedziałem mu, jak się mówi dobry wieczór; temu nazajutrz tak się to pomieszało, że zamiast dobry dzień powiada mi: zien wieczór. Nie wiedziałem skąd ta omyłka, i ledwo com mu mógł wytłumaczyć, że to nie zien wieczór, ale dobry wieczór.
Darmom Ci tyle nabazgrał niepotrzebnie, może byś wolał przez ten czas coś innego robić! Ale też już kończę, odchodzę do źródła na dwie szklanki wody i pierniczek, z którym zostaję na zawsze ten co zawsze F. Chopin.”
W liście do Elsnera, napisanym w znacznie poważniejszym tonie, podzielił się swoimi obserwacjami z Dusznik następująco:
„Od chwili naszego przyjazdu do Dusznik obiecywałem sobie napisać do Pana, ale że cały czas mam zajęty kuracją, nie mogłem tego dotychczas uczynić i dzisiaj dopiero wykradam chwilkę czasu, aby ją poświęcić przyjemności pogawędzenia z Panem […]. Dobroć Pana i żywe zainteresowanie się mną pozwalają mi przypuszczać, że nie będzie Panu obojętna wiadomość o stanie mego zdrowia. Świeże powietrze i serwatka, którą pijam skwapliwie, tak mię postawiły na nogi, że jestem całkiem inny niż w Warszawie. Wspaniałe widoki, jakie roztacza Śląsk, czarują i zachwycają mnie, lecz mimo wszystko brak mi jednej rzeczy, której wszystkie piękności Dusznik nie mogą zastąpić, to jest dobrego instrumentu. Niech Pan sobie wyobrazi, że nie ma tu ani jednego dobrego fortepianu, a instrumenty, które widziałem, sprawiają mi więcej przykrości niż przyjemności; na szczęście ta męczarnia nie potrwa już długo, pora naszego pożegnania się z Dusznikami zbliża się i 11 przyszłego miesiąca myślimy stąd wyruszyć. Tymczasem, zanim będę miał przyjemność Pana zobaczyć, proszę przyjąć zapewnienie mego prawdziwego szacunku. FFChopin.
Mama każe Panu złożyć uszanowanie. Proszę przypomnieć mnie pamięci Pańskiej Małżonki.”
Korespondencje wyżej zacytowane, pierwsza z 18 sierpnia, druga z 29 sierpnia, nie wspominają o koncertach Chopina w Dusznikach, które dał był młody pianista w porywie serca na rzecz osieroconych dzieci miejscowego kowala. Czyżby skromność nie pozwalała mu się chwalić, czy też nie był z nich zadowolony z racji braku dobrego instrumentu, o czym pisał do Elsnera, tego z braku źródeł ustalić już się chyba nie da.
O występach Chopina w Dusznikach wiemy natomiast z prasy i późniejszych adnotacji urzędowych magistratu dusznickiego. „Kurier Warszawski” z 22 sierpnia 1826 roku zamieścił informację, w której zapisano:
„List w tych dniach odebrany z Kudowy […] zaszczytnie donosi o młodym artyście polskim Fryderyku Chopin, który […] dla polepszenia zdrowia został od niejakiego czasu w Dusznikach. Tam bowiem, gdy kilkoro dzieci przez śmierć ojca do wód na kurację przybyłego sierotami stały się, P. Chopin, ośmielony przez osoby talent jego znające, dał 2 koncerta na dochód tychże, co jemu wiele chwały, a tym nieszczęśliwym niepospolite wsparcie przyniosło.”
Data jednego koncertu jest znana – wymienia ją dokument magistratu z dnia 17 marca 1892 roku, w którym zapisano:
„W tej sali [chodzi o salę zdrojową – przyp. sd] Fryderyk Chopin dał w dniu 16 sierpnia 1826 roku swój pierwszy publiczny koncert”. Kiedy odbył się występ drugi, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że musiało minąć ponad siedemdziesiąt lat, by dla uczczenia charytatywnych koncertów Chopina pojawił się pomnik genialnego muzyka, ufundowany przez Wiktora Magnusa z Warszawy, i jeszcze prawie pół wieku, by w tym uzdrowisku zaczął rozbrzmiewać festiwal muzyczny imienia genialnego kompozytora.
Festiwal pierwszy
Pierwszy Festiwal Chopinowski w Dusznikach, niemający jeszcze wówczas takiej nazwy, odbył się 25 i 26 sierpnia 1946 roku. Zorganizowano go dla uczczenia 120. rocznicy koncertu Chopina w tym kurorcie. Wystąpiło dwoje artystów: Zofia Rabcewiczowa i Henryk Sztompka.
Do wzięcia udziału w dusznickim święcie przekonał znakomitych pianistów Wojciech Dzieduszycki. Najpierw udał się do Milanówka pod Warszawą na rozmowę z 76-letnią Zofią Rabcewiczową, a następnie do Krakowa z propozycją dla Henryka Sztompki.
Obchody 120. rocznicy pobytu Chopina w Dusznikach rozpoczęto 25 sierpnia o godz. 13.00 uroczystą akademią, poprzedzoną odsłonięciem tablicy pamiątkowej i złożeniem kwiatów pod pomnikiem Chopina, podczas której wybitny muzykolog, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, dr Zdzisław Jachimecki wygłosił odczyt o naszym kompozytorze.
Tego samego dnia o godz. 18.00 w sali Teatru wystąpiła Zofia Rabcewiczowa. Pod jej palcami zabrzmiały: Sonata h-moll, Nokturn c-moll op. 48 nr 1, Ballada F-dur, 4 mazurki oraz 4 etiudy (z tzw. „wielką” a-moll op. 25 nr 11 na końcu). Przerwę wypełniły listy o dość pikantnej treści Chopina do Delfiny Potockiej odczytane przez Paulinę Czernicką, które dwadzieścia lat później okazały się apokryfami.
Zofia Rabcewiczowa, piękna kobieta i wielka pianistka polska, wychowanka Antoniego Rubinsteina, o względy której zabiegali tacy sławni wówczas kompozytorzy jak Antoni Rubinstein, Aleksander Głazunow, Antoni Areński, Anatol Liadow i inni dedykując jej swoje utwory, była artystką niezwykłą i wyjątkową interpretatorką arcydzieł Chopina.
„Istotą jej talentu – napisał prof. Jan Sierpiński – była niesłychana łatwość przyswajania sobie każdej pozycji repertuarowej, wielka intuicja artystyczna, doskonała pamięć muzyczna i prostota gry. Nie należała ona do pianistów rozbijających fortepian, ani do tych, którzy przesładzają liryzm muzyczny. Gra jej była dźwięczna, energiczna, a najbardziej odpowiadały jej większe formy muzyczne, utwory o szerokim oddechu. Repertuar jej był ogromny i obejmował wszystko, co w zasadniczych stylach muzycznych było najlepszego i najbardziej wartościowego. Unikała jedynie muzyki nowoczesnej, która widocznie jej psychice nie odpowiadała”.
Drugi koncert (26 sierpnia) dał Henryk Sztompka. Program recitalu (sala Domu Zdrojowego, godz. 18.00) złożył on z Fantazji f-moll, obu nokturnów op. 27, Poloneza es-moll, Scherza cis-moll, wybranych preludiów (nr 1, 2, 3, 6, 8, 17, 23, 24), dwóch mazurków, Poloneza fis-moll, Walca Es-dur op. 18 i Scherza b-moll.
Uczeń Antoniego Sygietyńskiego, Józefa Turczyńskiego i Ignacego Jana Paderewskiego, uhonorowany nagrodą Polskiego Radia za najlepsze wykonanie mazurków na I Międzynarodowym Konursie Chopinowskim w Warszawie w 1927 roku, należał do najwybitniejszych chopinistów polskich swojego pokolenia. Muzyk z powołania, któremu – napisała Regina Smendzianka – „daleki był wszelki blichtr i efekciarstwo. Nie starał się też olśniewać beztreściową wirtuozerią żądnej naskórkowych doznań publiczności […]. Historia pianistyki polskiej nie bez słuszności określa Henryka Sztompkę przede wszystkim jako wybitnego wykonawcę utworów Chopina, zwracając szczególną uwagę na stylistyczną finezję interpretacji mazurków. W istocie […] stał się w zakresie tej formy prawdziwym wzorem dla wielu generacji chopinistów polskich i zagranicznych. Pozostaje nim zresztą po dzień dzisiejszy”.
Festiwal drugi
W roku 1947 obchody 121. rocznicy pobytu Chopina w Dusznikach trwały dwa dni. 18 sierpnia o godz. 10.00 w sali Teatru okolicznościowy odczyt wygłosił ks. profesor dr Hieronim Feicht, aktorHenryk Ładosz recytował wiersze o Chopinie Kazimierza Wierzyńskiego i Cypriana Kamila Norwida, a Henryk Sztompka wykonał Poloneza es-moll, Nokturn Fis-dur, 3 mazurki, Impromptu Fis-dur i Balladę g-moll.
Dnia następnego (17 sierpnia) o godz. 12.00 odsłonięto tablicę pamiątkową na pomniku Chopina, a o godz. 18.00 w sali Domu Zdrojowego rozpoczął się recital chopinowski wspomnianego prof. Sztompki. Zagrał on Sonatę b-moll, nokturny op. 27, Scherzo b-moll, Barkarolę Fis-dur, Kołysankę Des-dur, mazurki op. 41, Walca As-dur op. 34 nr 1 i Poloneza As-dur op. 53. W podzięce za piękny występ, dostarczający niezapomnianych wrażeń, otrzymał wiązankę kwiatów, a za gorący aplauz publiczności podziękował bisami w postaci prześlicznie odegranych kilku mazurków.
Festiwal trzeci
Trzeci dusznicki festiwal, urządzony w 1948 roku, trwał cztery dni (20 – 23 sierpnia). Wypełniło go sześć koncertów z udziałem sześciu artystów tj.: pięcioro pianistów i jednej śpiewaczki. Ową śpiewaczką była sławna sopranistka Aniela Szlemińska, interpretująca z udziałem Jerzego Lefelda przy fortepianie wybór pieśni Chopina.
Festiwal zainaugurował Władysław Kędra (20 sierpnia, godz. 18.30, Teatr Chopina) Nokturnem c-moll op. 48 nr 1, po którym zabrzmiały 2 walce, 2 etiudy i 2 mazurki.
Dzień później o godz. 15 w Teatrze Chopina grali Regina Smendzianka i Zbigniew Szymonowiczoraz śpiewała Aniela Szlemińska, a o godz. 18.30 wystąpił sławny, podziwiany przez chopinista,Raul Koczalski w Sonacie h-moll i komplecie Preludiów op. 28.
22 sierpnia odbyły się dwa koncerty: popularny o godz. 12.30 z udziałem Anieli Szlemińskiej, Reginy Smendzianki, Władysława Kędry i Zbigniewa Szymonowicza oraz recital chopinowskiWładysława Kędry o godz. 18.30. Osobliwością repertuarową występu Kędry były dwa utwory koncertowe Chopina (Wariacje B-dur na temat Mozarta op. 2 i Fantazja na tematy polskie A-dur op. 13) wykonane wraz z Jerzym Lefeldem przy drugim fortepianie zamiast orkiestry.
Chopinowskie święto w Dusznikach zamknął Raul Koczalski Fantazją f-moll, Impromptu cis-moll, 2 walcami, Nokturnem Es-dur op. 9 nr 2 i Polonezem A-dur op. 40 nr 1.
Gwiazdą festiwalu pierwszej wielkości był Raul Koczalski – w prostej linii spadkobierca wspaniałej tradycji chopinowskiej, uczeń ucznia Chopina Karola Mikulego. Urodzony w Warszawie, pierwszy występ dał w wieku… czterech lat. Jako „cudowne dziecko” w roku 1889 odbył pierwsze tournee po Europie, zadziwiając swoją grą króla hiszpańskiego, szacha perskiego i sułtana tureckiego. Trzy lata później sławny wiedeński krytyk muzyczny Edward Hanslick napisał o nim pamiętne słowa: „Kto z koncertujących wirtuozów odniósł największy triumf i uznanie? Najmniejszy pianista Raul Koczalski”.
Triumfalny pochód Koczalskiego przez Europę jako chopinisty trwał do nagłej śmierci, która nastąpiła w Poznaniu, 24 listopada 1948 roku. Jego występy w Dusznikach były więc jednymi z ostatnich. Z wielką atencją wspominała je Regina Smendzianka, a Wojciech Dzieduszycki opisał w prasie następująco:
„Niewątpliwym ewenementem był występ sędziwego Raula Koczalskiego […]. Na pierwszym recitalu grał m.in. 24 Preludia op. 28 posługując się nutami. Przy szóstym Preludium h-moll nagle zgasło światło – częsta awaria elektryczności w Dusznikach. Koczalski, który dotąd grał spoglądając w nuty, ani nie drgnął – spokojnie nadal w ciemności wyczarowywał w basie uroczą melodię pod akompaniament akordów w ósemkach prawej ręki. I nadal, jakby nic się nie stało, grał jedno preludium po drugim, nie zważając na jedną z pań, która cichuteńko zapaliła zawczasu przygotowane świece dopiero przy nokturnowym Preludium nr 23 F-dur, przedostatnim w tym wspaniałym <serialu> muzycznym. Okazało się wtedy, że nuty były tylko atrapą, gdyż pamięć starszego pana jeszcze nie zawodziła”.
Festiwale kolejnych dziesięcioleci
W ciągu ponad sześćdziesięciu lat swojego nieprzerwanego istnienia, festiwale dusznickie przeszły bardzo piękną ewolucję. Początkowo odgrywały rolę propagatora wyłącznie dzieł Fryderyka Chopina i pianistów polskich. W tym sensie była to impreza krajowa o doniosłym znaczeniu, ponieważ Duszniki tworzyły forum, na którym nasi wirtuozi prezentowali swoje widzenie muzyki Chopina. Tutaj ścierały się poglądy estetyczne, pianistyczne preferencje, a jednocześnie krystalizacji ulegał styl interpretacyjny.
Dla występujących artystów, Duszniki były zawsze wymagającą i specyficzną estradą; tutaj na Chopinie znał się każdy. Krytycy muzyczni i wytrawni melomani, uczestniczący w festiwalach każdego roku, nie przepuszczali niczego, co mogło obraz muzyki Chopina kalać. Stąd wykonawcy, poddawani ostrej ocenie, nie mogli liczyć na pobłażliwość audytorium. Zdarzało się, że nawet utytułowani artyści nie wytrzymywali ciśnienia tego miejsca i dawali występy słabe. Były więc załamania, ale czasem słuchacze byli świadkami wspaniałych uskrzydleń. Dość przywołać tu występStefana Askenasego, który w wieku 86 lat, koncertując w 1983 roku o pierwszej w nocy fenomenalnie zagrał Nokturn cis-moll i Mazurka C-dur Chopina, a następnego dnia dał wspaniały recital złożony z dzieł Bacha, Mozarta, Brahmsa, Albeniza i Chopina – zakończony trzema bisami zwieńczonymi Walcem zapomnianym Liszta!
Do wydarzeń dusznickich festiwali zaliczyć należy recitale: Vlado Perlemutera, którego interpretacja Sonatiny i Miroirs Ravela nie miała sobie równych; mówiącego chyba wszystkimi językami świata (także po Polsku) Malcolma Fragera – najpierw sparaliżowanego tremą przed graniem Chopina w Polsce, a potem szczęśliwego z odniesionego sukcesu; Stanisława Neuhausa, refleksyjnie podchodzącego do muzyki, śpiewającego na fortepianie; tytanicznego Michaela Pontiego pokonującego spiętrzone trudności z dziecinną łatwością; sędziwego Louisa Kentnera(laureata II Konkursu Chopinowskiego w 1932 roku) siedzącego na wożonym przez siebie specjalnym, niskim stołku, wyczarowującego z klawiatury nieznane barwy w znanych dziełach Chopina (Sonata b-moll) i Liszta (La leggierezza, Feux follets, La campanella); skromnego i ascetycznego z wyglądu, gorącego w sercu Hiszpana Joaquina Achucarro – urzekającego słuchaczy natchnionym ujęciem Sonaty h-moll Chopina; wytwornego, eleganckiego, pełnego wdzięku Francuza bułgarskiego pochodzenia Youri Boukoffa; leciwej damy Edith Picht-Axenfeld (laureatki III Konkursu Chopinowskiego w 1937 roku), grającej z mądrością swych lat czystą muzykę zawartą w Kreislerianach Schumanna i Barkaroli Fis-dur Chopina; nieokiełznanego w swej żywiołowościŚwiatosława Richtera, szalejacego w Sonacie h-moll Liszta podczas występu w ustalonym przez siebie terminie przed Festiwalem Chopinowskim. Wiele pięknych wspomnień…, ale nie tylko z koncertów pianistów obcych.
Polacy również się upamiętnili. Poza już wymienionymi mistrzami starszej generacji, należy wymienić: Halinę Czerny-Stefańską, koncertującą w Dusznikach wielokrotnie w rolach solistki i kameralistki; przepełnioną radością grania Lidię Grychtołównę; lubiącą szybkie tempa i rozedrgany dźwięk Barbarę Hesse-Bukowską; ukazującą krystaliczność intencji artystycznychReginę Smendziankę; szlachetnie muzykującą Martę Sosińską; swobodnie władającą klawiaturąKlarę Langer-Danecką; zawsze się spieszącego, ucznia i asystenta Egona Pertiego, Piotra Łoboza– grającego a vista lepiej od tych, którzy mozolnie wkuwali swój repertuar przez cały rok; młodziutkiego Adama Harasiewicza (jeszcze przed triumfalnym zwycięstwem na V Konkursie Chopinowskim w 1955 roku), urzekającego wrażliwością i kompletną pianistyką; niedocenianego bardziej przez siebie niż przez publiczność, wyśmienitego Jerzego Godziszewskiego; wzbudzającego respekt dla swych artystycznych kompetencji Józefa Stompla; wnikliwego interpretatora dzieł Szymanowskiego Tadeusza Żmudzińskiego; rasowego wirtuoza Piotra Palecznego; ulegającego nastrojom, nadwrażliwca Janusza Olejniczaka i wielu, wielu innych.
Czy wymienione nazwiska wyczerpują listę artystów, których kreacje muzyczne zapadły w sercach licznych słuchaczy? Z pewnością, nie! – ponieważ Duszniki są takim miejscem, gdzie zdarzyć się może wszystko: jedna przeżyta i pięknie poprowadzona fraza warta jest więcej, niż cały program nienagannie wyegzekwowany…
Do 1954 roku na estradzie dusznickiej występowali wyłącznie artyści polscy. W roku V Konkursu Chopinowskiego po raz pierwszy do Dusznik zawitał pianista zagraniczny. Był nim Chińczyk, wirtuoz wykształcony w Warszawie, laureat III nagrody rzeczonego konkursu, dzisiaj cieszący się światową sławą, Fou Ts’ong. Dwa lata później festiwalowa publiczność oklaskiwała ociemniałego Węgra (laureata II nagrody II Konkursu Chopinowskiego w 1932 roku) Imre Ungara oraz Rosjanina (laureata II nagrody V Konkursu Chopinowskiego) Władimira Aszkenaziego. W kolejnych latach zagranicznych pianistów przybywało, ale byli to przeważnie pianiści z państw tzw. socjalistycznych: Czesi, Rosjanie i Bułgarzy. Pierwszym pianistą przybyłym zza żelaznej kurtyny był Francuz Bernard Ringeissen, laureat IV nagrody V Konkursu Chopinowskiego, faworyt publiczności polskiej i wielki przyjaciel naszego kraju. Wystąpił trzykrotnie (1962), w Polanicy grając z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Wrocławskiej Koncert f-moll Chopina oraz w Dusznikach i Kudowie dając dwa recitale chopinowskie. Na marginesie warto w tym miejscu dodać, że przez wiele lat niektóre pozadusznickie koncerty festiwalowe organizowano w kurortach Doliny Kłodzkiej – Polanicy, Kudowie i Lądku.
O ile do 1960 roku programy koncertów festiwalowych wypełniała wyłącznie muzyka Fryderyka Chopina, o tyle od 1961. zaczęły się pojawiać dzieła innych kompozytorów. Wspomnianego roku na wieczorze symfonicznym, obok kompozycji koncertowych Chopina w wykonaniu Władysława Kędry i Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Wrocławskiej pod batutą Adama Kopycińskiego, zabrzmiała Uwertura do opery „Leszek Biały” Józefa Elsnera – profesora Chopina. W 1965 roku ofertę programową festiwalu wzbogaciły utwory Józefa Krogulskiego (Koncert fortepianowy E-dur w interpretacji Reginy Smendzianki) i Jana Ladislava Dusika (Koncert fortepianowy e-moll w wykonania Zdenka Koziny). Trzy lata później (1968) po raz pierwszy na festiwalu pojawiły się solowe skrzypce (Koncert skrzypcowy a-moll Josefa Slavika), a w następnej odsłonie tej imprezy repertuar duetu fortepianowego Janusz Dolny-Janina Baster w przeważającej części wypełniły utwory Mozarta, Schumanna i Rachmaninowa.
10 sierpnia 1976 roku Chór Kameralny Filharmonii Wrocławskiej „Cantores Minores Wratislavienses” pod dyrekcją Edmunda Kajdasza przedstawił wyłącznie… pieśni Stanisława Moniuszki. Koncertem tym dokonano wyłomu w dotychczasowej praktyce repertuarowej, urządzając koncert bez kompozycji Chopina. Na konsekwencje złamania zasady nie trzeba było długo czekać. Roku następnego (1977) pojawił się recital wokalny znanej sopranistki Zofii Janukowicz-Pobłockiej, która z udziałem pianistki Ewy Pobłockiej przedstawiła pieśni Karola Szymanowskiego. Pierwszym recitalem fortepianowym bez choćby jednego dzieła Chopina w programie, był wieczór Joaquina Achucarro (15 sierpnia 1981) złożony z kompozycji Bacha-Busoniego, Beethovena, Debussy’ego, Granadosa i Albeniza.
Poczynając od pierwszego Festiwalu Chopinowskiego w 1946 roku, koncertom towarzyszyły prelekcje, odczyty i wykłady wybitnych znawców życia i twórczości Chopina. W programie IV Festiwalu w 1949 roku pojawił się koncert słowno-muzyczny prowadzony przez muzykologaTadeusza Marka z udziałem pianistów Marii Wiłkomirskiej i Pawła Lewieckiego oraz śpiewaczkiWalerii Jędrzejewskiej polegający na tym, że wygłaszane przez prelegenta kwestie o Chopinie, ilustrowane były muzyką. Po 22 latach, ten typ koncertu przerodził się w powszechnie lubiany i oczekiwany „Nokturn”.
„Nokturn” jest koncertem nocnym o oryginalnej i niepowtarzalnej formule, podczas którego, przy świecach i lampce wina lub szampana, publiczność – jak dziewiętnastowiecznym salonie – słucha gry wszystkich pianistów festiwalu w ich najlepszych utworach, a gospodarz wieczoru (muzykolog, prelegent, aktor) snuje opowieść na wybrany temat związany z polskim geniuszem. Nierzadko zdarzało się, że obok prowadzącego „Nokturn” pojawiała się aktora recytująca wiersze, jak to miało miejsce w 1981 roku, kiedy Jan Weber szukał rudymentów chopinowskiej interpretacji, aBarbara Paleczna deklamowała poetyckie strofy.
Organizatorom festiwali zawsze przyświecała szczytna idea urozmaicania programowej oferty. Stąd dusznickim świętom towarzyszyły wystawy obrazów, rzeźb, plakatów, fotografii, spektakle operowe, teatralne i parateatralne, projekcje filmów muzycznych, audycje słowno-muzyczne Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków (oddział Wrocławski) poświęcone wybranym zagadnieniom chopinowskim (np. „Chopin – Szymanowski”, „Dziedzictwo Chopina”, „Chopin a Debussy”, „Wielcy rówieśnicy – wielbiciele Chopina”), sesje naukowe o tematyce chopinowskiej, Ogólnopolskie Kursy Interpretacji Utworów Chopina (od 1977), koncerty laureatów krajowych konkursów i kursów pianistycznych, przedpołudniowe „Prezentacje młodych wykonawców”, „Dusznickie debiuty”, koncerty plenerowe zespołów folklorystycznych, spotkania dyskusyjne z wybitnymi artystami, koncerty jazzowe oraz koncerty z płyt audio i video.
Na przestrzeni ponad sześćdziesięciu lat Festiwale Chopinowskie w Dusznikach były we władaniu różnych instytucji administracyjnych i kulturalnych. „W 1946 roku – napisała wnikliwa kronikarka festiwali Lena Kaletowa – kiedy państwo polskie organizowało życie na tzw. Ziemiach Odzyskanych, a każdy ślad łączący je z macierzą był na wagę polskiej racji stanu, protektorat nad Festiwalem Chopinowskim w Dusznikach sprawowali minister Ziem Odzyskanych i wicepremier Władysław Gomułka, pierwszy wojewoda dolnośląski Stanisław Piaskowski oraz pierwszy polski rektor Uniwerytetu Wrocławskiego prof. Stanisław Kulczyński. W czasach stalinowskich do komitetu honorowego dołączono przodowników pracy […], ministra kultury i sztuki Stefana Dybowskiego [przypadkowa zbierzność nazwisk z autorem tego tekstu], kompozytora Witolda Rudzińskiego i generała Wsiewołoda Strażewskiego (dowódcę Śląskiego Okręgu Wojskowego)”.
W latach 1946 – 1972 merytoryczną opiekę nad festiwalem roztaczał Instytut Fryderyka Chopina, przekształcony wkrótce w Towarzystwo im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Organizacją koncertów zajmowało się zrazu Państwowe Przedsiębiorstwo Imprez Artystycznych „Artos” (rodzaj impresariatu krajowego), a następnie TiFC.
Ponieważ organizacja festiwali w Dusznikach prowadzona z Warszawy nie była szczęśliwym pomysłem, w 1973 roku funkcję tę przejęło Dolnośląskie Towarzystwo Muzyczne we Wrocławiu. Szybko się jednak okazało, że i to rozwiązanie nie jest dla imprezy korzystne. Przeto, gdy w 1975 roku utworzono administrację nowego województwa wałbrzyskiego, właścicielem festiwalu został Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Wałbrzychu oraz Udząd Miasta Duszniki Zdrój. Dwa lata później zawiązano Komitet Organizacyjny, w skład którego weszły: Urząd Miejski w Dusznikach Zdroju, Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Wałbrzychu, Zespół Uzdrowisk Kłodzkich w Polanicy Zdroju i Towarzystwo imienia Fryderyka Chopina w Warszawie.
Początkowo festiwalami zajmowały się zespoły urzędników, które decydowały kolegialnie o kształcie organizacyjnym i artystycznym imprezy. W 1973 roku, gdy dysponentem dusznickiego święta zostało Dolnośląskie Towarzystwo Muzyczne, wyłoniono funkcję dyrektora artystycznego. Został nim pianista wrocławski Jerzy Jankowski.
„Pracowałem wówczas w Wyższej Szkole Muzycznej we Wrocławiu – napisał po latach pierwszy dyrektor artystyczny. Z tej racji, że studiowałem pianistykę u prof. Zbigniewa Drzewieckiego, że przez trzy lata byłem członkiem katedry prof. Jana Ekiera, koncertowałem też jako pianista i kameralista – Dolnośląskie Towarzystwo Muzyczne zwróciło się do mnie, bym zaplanował program festiwalu. Świat był wtedy podzielony na dwa bloki – muzyka, sztuka nie chciały poddać się żelaznej kurtynie. Zaproszenie artystów ze Stanów Zjednoczonych czy Francji, wymagało akceptacji aż ministra kultury i sztuki. Ale gdy chodzi o starania o nowy fortepian dla Dusznik, spotkałem się z wielką przychylnością władz: otrzymałem przydział dewiz na zakup steinwaya […].
Dla mojego pokolenia, nękanego wieloma ograniczeniami systemu totalitarnego, Duszniki były oknem na świat, a muzyka Chopina balsamem dla duszy. […] Atmosfera w czasie trwania festiwalu była czymś takim, co trudno opisać słowami. Trzeba tam być i przeżyć…”.
W latach 1975 – 1985 dyrektorem festiwali dusznickich był wybitny dyrygent Tadeusz Strugała. „Kiedy obejmowałem kierownictwo artystyczne Dusznik – zwierzał się po jedenastu latach – byłem dyrektorem Filharmonii Wrocławskiej. Wówczas instytucja ta organizowała aż trzy festiwale, z tego Warislavia Cantans i Festiwal Polskiej Muzyki Współczesnej odbywały się co roku! Rozwijałem też w tym czasie Dni Muzyki Organowej i Klawesynowej. Naprawdę miałem co robić.
I kiedy zaproponowano mi Duszniki – nie tylko tej oferty nie odrzuciłem, ale co więcej – przyjąłem ją z radością. Festiwal Chopinowski po latach świetności wszedł w czas niedobry, był zaniedbany i prowincjonalny. Była szansa na stworzenie czegoś nowego.
Ten szczegół jest zapewne mało znany i zabrzmi jak anegdota. Nadałem festiwalowi nazwę międzynarodowy zupełnie samowolnie, choć w zgodzie z pierwotnym zamysłem festiwalu pierwszego. Otóż trzeba wiedzieć, że zgodę na nazwę musiało wyrazić aż Ministerstwo Kultury i Sztuki. A ja bez tej zgody wydrukowałem na afiszach i w programie Międzynarodowy Festiwal Chopinowski w Dusznikach Zdroju. Nie było reperkusji tylko dlatego, że rzeczywiście w tym roku wystąpili najlepsi pianiści wówczas dla nas osiągalni m.in. Garrick Ohlsson, Stanisław Neuhaus, a w recitalu nadzwyczajnym Stefan Askenase. Także Krystian Zimerman wraz z całą polska ekipą na Konkurs Chopinowski.
Kiedy zapraszałem artystów, oni tak naprawdę nie bardzo wiedzieli dokąd jadą. I kiedy rozglądali się po tym kameralnym kurorcie, małych salach koncertowych, wielu z trudem ukrywało zdumienie i sceptycyzm. Ale kiedy ujmowała ich atmosfera, serdeczna – nie chcę być sentymentalny – wręcz rodzinna, to była to moja, wielka osobista satysfakcja. O tę atmosferę bardzo dbałem, zaglądałem czy wygodnie mieszkają, jaki mają widok z okna, sprawdzałem czy mają ręczniki i mydło […].
Pamiętam pierwsze przyjęcie, jakie wówczas wydałem dla wykonawców, dziennikarzy, gości festiwalu i gospodarzy. Płacąc zresztą z własnej kieszeni. Atmosfera była wspaniała, fakt bez precedensu. I udało się! Wieści o Dusznikach się rozniosły. Wielu artystów deklarowało chęć powrotu, podkreślając swoje niezapomniane przeżycia, jakich w Dusznikach doświadczyli. Nie ze wszystkich deklaracji skorzystałem, przecież należało pokazywać zjawiska inne, nowe, prezentować nieznanych u nas artystów.
Sądzę, że udało mi się nadać kształt artystyczny <Nokturnom>. Odbywały się te koncerty już wcześniej, ale niepowtarzalny ich charakter określiły dopiero: dbałość o odmienną scenografię, oświetlenie, kompozycje kwiatowe. <Nokturnom> towarzyszyła aura niezwykłości. Artyści, którym niełatwo jest koncertować w obecności innych pianistów, dobrze wspominali <Nokturny>. Jak bardzo podobała się dusznicka <noc muzyczna> świadczy fakt, że inne ośrodki chopinowskie np. Wiedeń, Gaming czy Gandawa przejęły ten pomysł.
Odwagą i ryzykiem było konfrontowanie młodych pianistów ze światowymi sławami. <Dusznickie debiuty> – to mój świadomy zamysł. Młodzież pianistyczna z Polski miała okazję zetknąć się osobiście z gwiazdami […]. Wiele debiutów było bardzo szczęśliwych dla dalszych karier.
Starałem się festiwalem objąć wszystkie możliwe miejsca w Dusznikach. Pamiętam pierwszy koncert w kościele. Mieszkańcy Dusznik, spoglądający na zmierzającą do świątyni publiczność, nie kryli swego nieprzyjaznego nastawienia do księdza, który na taką ekstrawagancję pozwolił, i do nas. Lody ustąpiły po pierwszym koncercie, a miastu przybyła dobra sala koncertowa. […]. Współpracownicy, sojusznicy – oto co w Dusznikach znajdowałem. Zależało im bardzo na festiwalu i robili rzeczy na ówczesne czasy niemal niemożliwe”.
Dzięki rzutkości i pomysłowości Tadeusza Strugały, Międzynarodowy Festiwal Chopinowski w Dusznikach stał się ważnym punktem na mapie kulturalnej Polski, coraz silniej przykuwając uwagę środowisk zagranicznych. O ile dysponowało się odpowiednimi środkami, pozyskiwanie światowych gwiazd pianistycznych przestawało być problemem, a przekonywanie do udziału w festiwalu stawało się zbędne. Dyrektor Strugała pod koniec swej dyrektorskiej kadencji nie musiał już nikomu w świecie tłumaczyć, czym dla sztuki pianistycznej są Duszniki. Z prowincjonalnej imprezy muzycznej kultywującej twórczość patrona, festiwal przedzierzgnął się w światowe święto ku czci Chopina. Nastąpiła zdecydowana zmiana jakości!
Po Tadeuszu Strugale funkcję dyrektorską festiwalu pełnili również dyrygenci: Marek Pijarowski(1986-1987) i Jerzy Swoboda (1988-1992). Ich kadencje przypadły na okres niezbyt szczęśliwy dla polskiej kultury; na czas przemian ustrojowych tj. przechodzenia kraju z systemu totalitarnego na wolnorynkowy. W związku z powyższym, Międzynarodowy Festiwal Chopinowski w Dusznikach musiał poszukać sposobu na przetrwanie, a następnie na dalszy rozwój. Gwarantem trwania festiwalu stał się Andrzej Merkur, mieszkaniec Dusznik, urzędnik Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Miejskiego. Związany z festiwalami od kilkunastu lat, a więc z autopsji znający ich specyfikę, wraz z gronem miłośników muzyki Chopina postanawił założyć Fundację Międzynarodowych Festiwali Chopinowskich w Dusznikach Zdroju. Takim sposobem, od 1990 roku wspomniana fundacja stała się jedynym organizatorem festiwalu, występując jako strona pozyskująca środki na funkcjonowanie imprezy.
Ostatnie dziewiętnastolecie
Parafrazując słowa popularnej piosenki z serialu telewizyjnego można powiedzieć, że „dzięwiętnaście lat minęło, jak jeden dzień”. Taką frazę może sobie zaśpiewać teraz Piotr Paleczny, ciesząc się ze sprawowania funkcji dyrektora artystycznego najstarszego festiwalu pianistycznego w świecie i jednego z najbardziej prestiżowych.
Jego przygoda z festiwalami dusznickimi zaczęła się dość przypadkowo Wprawdzie znał je od dwudziestu lat jako gość wykonawca, odnoszący na nich zasłużone sukcesy, ale zostanie ich dyrektorem? Początkowo propozycja Andrzeja Merkura złożona pianiście, laureatowi Konkursu Chopinowskiego i jurorowi wielu międzynarodowych konkursów muzycznych, wydawała się abstrakcyjna, ale po namyśle, skatalogowaniu argumentów „za” i „przeciw”, przestała należeć do świata wirtualnego.
„Propozycja – powiedział Paleczny – kompletnie mnie zaskoczyła. Oto poza moim podstawowym zajęciem koncertującego pianisty, miałem zająć się czymś dla mnie absolutnie nowym. Podświadomie czułem, że moje przyjacielskie kontakty z innymi pianistami mogą mi znacznie pomóc w realizacji stojących przede mną zadań. I dlatego przyjąłem to wyzwanie i nowe obowiązki, mając jednocześnie pełną świadomość odpowiedzialności za rozwój festiwalu o tak długiej tradycji i wielkim prestiżu.
Sam koncertując, traktuję innych pianistów nie jak konkurentów i rywali, ale jak partnerów, z którymi bardzo często wiążą mnie nici sympatii. Stąd temat drugiego – pod moim kierownictwem – festiwalu: <Spotkanie po latach>. Wtedy to, w roku 1994, zaprosiłem do Dusznik grupę laureatów i uczestników VIIII Konkursu Chopinowskiego, którego sam jestem laureatem. Było to spotkanie nie tylko ważne pod względem artystycznym, ale również głęboko osobiście przeżyte przez każdego z nas.
Melomani pamiętają zapewne 48. Festiwal w roku 1993, na który zaprosiłem laureatów konkursów chopinowskich odbywających się w wielu krajach, które w Polsce są niestety mało znane. W 1995 roku na 50. jubileuszowym Festiwalu podziwialiśmy liczną i wspaniałą grupę laureatów najwyższych nagród Konkursów Chopinowskich w Warszawie. Następne święta w Dusznikach, w latach 1996 i 1997, prezentowały związki Chopina z Hiszpanią i Francją. Był też festiwal, na którym gościliśmy wybitnego pedagoga i pianistę Dymitra Baszkirowa oraz jego wychowanków.
Międzynarodowy Rok Chopinowski [150. rocznica śmierci Chopina obchodzona w 1999 roku przez cały świat – przyp. sd] sprowokował mnie do zaproszenia artystów ze wszystkich kontynentów, z kilkunastu krajów świata. W ten sposób program festiwalu potwierdził głęboką prawdę słów Cypriana Kamila Norwida: <Chopin świata obywatel>”.
Kolejne festiwale posiadały również swoje lejtmotywy. W roku XIV Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina (2000), dyrektor Paleczny zaprosił do Dusznik jurorów wspomnianego turnieju warszawskiego oraz spore grono pianistów młodego pokolenia, będących laureatami aż czternastu największych konkursów świata. Festiwal następny (2001) odbył się w 175. rocznicę występów Chopina w Dusznikach i 60. rocznicę śmierci wielkiego artysty i męża stanu Ignacego Jana Paderewskiego. Rocznicę pierwszą uczczono oryginalnie serią przedpołudniowych recitali młodziutkich, wybitnie utalentowanych rówieśników Chopina, liczących sobie tyle lat, ile miał genialny Polak będąc w tym kurorcie; rocznicy drugiej poświęcono koncert w przeważającej części wypełniony kompozycjami Paderewskiego. Tegoż roku, co należy podkreślić, z inicjatywy Andrzeja Merkura i Piotra Palecznego, Fundacja Międzynarodowych Festiwali Chopinowskich w Dusznikach Zdroju zaczęła tworzyć Centrum Chopinowskie. Jej działalność objawiła się na kolejnym festiwalu w 2002 roku. „Nowością festiwalu – powiedział prof. Paleczny – są klasy mistrzowskie – zajęcia, które prowadzą wybitni pedagodzy. Sześcioro młodych polskich pianistów będzie mogło skorzystać z uwag zaproszonych do Dusznik profesorów. Kurs odbywać się będzie w nowym Centrum Chopinowskim”. Otwarte zajęcia prowadzili profesorowie Domique Merlet, Aleksiej Nasiedkin i Jewgenij Mogilewski. Uzupełnieniem kursu był wykład o polskich spadkobiercach chopinowskiej tradycji niżej podpisanego.
„Artyści zjednoczonej Europy – napisał w książce programowej Piotr Paleczny – to optymistyczne motto, jakie przyjąłem w trakcie prac nad artystycznym wizerunkiem 58. Festiwalu. […] Jesteśmy już po referendum akcesyjnym, za rok będziemy pełnoprawnym członkiem wspólnoty europejskiej. I właśnie dlatego w Dusznikach gościć będziemy artystów z trzynastu krajów – przedstawicieli państw już zjednoczonych, jak również tych krajów, które w przyszłości dołączą do grupy 25 zjednoczonych państw europejskich. Talenty artystów, umiejętności, siła artystycznej osobowości, jak i sama ich obecność w Dusznikach, przybliży nam ideę Europy spokojnej, zjednoczonej we współpracy i wzajemnej życzliwości”.
Podobnie jak w roku minionym, również w ramach 58. Festiwalu, odbył się kurs mistrzowski dla utalentowanych pianistów polskich i ich pedagogów, prowadzony przez Wierę Gornostajewą i Arie Vardiego.
„Konkursowe laury – chwila szczęścia czy początek wielkiej kariery?”. Taka myśl była mottem dusznickiego festiwalu w 2004 toku. Do występów zaproszono grupę pianistów młodego pokolenia z różnych krajów, którzy w minionych sezonach odnieśli znaczące sukcesy artystyczne, zwyciężając w 12 wielkich konkursach pianistycznych. Ryzykowna konfrontacja, z której nie zawsze można wyjść w glorii! Piotr Paleczny planując występy młodych triumfatorów, zminimalizował ryzyko porażki, typując na koncerty w Dusznikach znanych sobie pianistów z wcześniejszych produkcji. Wzorem lat ubiegłych odbył się w ramach 59. Festiwalu kurs mistrzowski, poprowadzony przez Johna O’Conora i Władimira Krajniewa, którzy dali również własne recitale.
Drogą ewolucyjnych przemian wprowadzanych systematycznie przez Piotra Palecznego, Międzynarodowe Festiwale Chopinowskie w Dusznikach krzepły, wykształcając swoją oryginalną formułę. Obecnie każdy festiwal przebiega kilkoma nurtami. Jeden wyznaczają koncerty mistrzów fortepianu należących do panteonu pianistyki światowej, drugi tworzą recitale młodych pianistów, utytułowanych wysokimi nagrodami ważnych międzynarodowych konkursów, trzeci – przeznaczony dla adeptów fortepianu i ich pedagogów – ma postać mistrzowskich kursów interpretacji muzycznej. Czwarty wypełniają imprezy towarzyszące, jak wernisaże, koncerty plenerowe itp. Bogactwo festiwalowych propozycji wyjątkowe.
Festiwale 60. i 61. przebiegły według zarysowanej formuły. Jubileuszowy, sześćdziesiąty miał motto: „60 lat Festiwali Chopinowskich w Dusznikach Zdroju – festiwalu młodego duchem i doświadczonego wielką tradycją”.
Ono wyznaczyło programową oś, na której oparto imprezę. Kursy mistrzowskie prowadzili Dang Thai Son i Bernard Ringeissen.
61. Festiwal w 2006 roku czcił 180. rocznicę koncertów Chopina w Dusznikach, ale i 250. rocznicę urodzin Mozarta. Bo jak miał powiedzieć Chopin swojemu uczniowi Mikulemu: „najpierw był Bach, a potem Mozart…”. Dzisiaj możemy postawić pytanie: czy mógłby narodzić się Chopin bez istnienia Bacha i Mozarta?
Preludia i fugi Jana Sebastiana Bacha grał Chopin przez całe życie i zalecał je do studiowania swoim uczniom. Wolfgang Amadeusz Mozart był zaś dlań ideałem: jako 17-latek sięgnął po jego frazę muzyczną wysnuwając z niej cykl genialnych Wariacji B-dur na fortepian z orkiestrą op. 2, a schorowany, mając 39 lat i przeczuwając swój los, wskazał na Requiem Mozarta, by towarzyszyło mu w ostatniej drodze… Trudno sobie wyobrazić festiwal chopinowski w Roku Mozartowskim bez Mozarta!
Czy mogło zabraknąć muzyki Mozarta na festiwalu chopinowskim w Roku Mozarta? Dzieł klasyka wiedeńskiego w 2006 roku było w Dusznikach wiele. Był też, co stało się już regułą, kurs mistrzowski dla wybranej utalentowanej młodzieży pianistycznej z całej Polski, podczas którego otwarte lekcje miały profesorki z Polski i Chin – Katarzyna Popowa-Zydroń i Eleanora Wong oraz wykład prof. Ireny Poniatowskiej pod tytułem „Od Mozarta do Chopina”.
Wspominany festiwal zamknął fantastyczny recital Rafała Blechacza, triumfatora XV Konkursu Chopinowskiego w Warszawie – dodajmy dla porządku, przed kilku laty „odkrytego” przez Piotra Palecznego i zaproszonego do Dusznik.
62. Międzynarodowemu Festiwalowi Chopinowskiemu w 2007 roku Piotr Paleczny postawił pytanie, czy „narodowe szkoły pianistyczne to ciągle żywa tradycja, czy już tylko historia?” We wstępie do drukowanego programu sam starał się na to pytanie odpowiedzieć. „Każda z narodowych szkół pianistycznych wniosła swoje wartości, choć w odmienny sposób akcentowała różne elementy pianistyki. Spotykamy się jednak często z opiniami, że obecnie – w dobie totalnej komunikacji – pojęcie szkół narodowych to już historia. W słynnych uczelniach muzycznych zajęcia prowadzą przecież wybitni pedagodzy pochodzący z wielu krajów. Studenci tych uczelni, to jeszcze dłuższa lista narodowości. Wydaje się, że liczy się przede wszystkim pedagog i jego estetyka. Najczęściej to oni określają swoją szkołę pianistyczną. Ale czy w tych rozważaniach możemy pominąć fakt, że korzenie estetyki wybitnych pedagogów […] tkwią przecież ciągle w tradycji dawnych narodowych szkół pianistycznych?” Postawione wyżej problemy mieli „rozwiązać” występujący pianiści: Francuzi, Rosjanie, Koreańczycy, Chińczycy, Ukraińcy i Polacy. Czy słuchacze wychwycili różnice w grze wymienionych nacji, reprezentujących różne szkoły pianistyczne? Opuszczając Duszniki każdy meloman miał swoją odpowiedź!
Kursy mistrzowskie dla młodzieży pianistycznej i ich pedagogów prowadzili profesorowie Daejin Kim z Koreii i Jacques Rouvier z Francji.
Mottem festiwalu w 2008 roku była przewrotnie sformułowana przez Piotra Palecznego myśl: „Powroty wielkich gwiazd”. Jej przewrotność polegała na tym, że wielkie gwiazdy pianistyczne chętnie do Dusznik powracają, ale też właśnie w tym miejscu się rodzą. Na przykład tak było z „odkrytym” przed laty przez prof. Palecznego Polakiem Krzysztofem Jabłońskim lub Ukraińcem Aleksandrem Gawrylukiem, którzy dzisiaj robią międzynarodową karierę i uchodzić mogą za pianistyczne gwiazdy. W programach koncertów festiwalowych nie brakowało świetnych artystów jak Brigitte Engerer, Borys Berezowski i Arkadiusz Wołodos. Swoje produkcje miała utalentowana młodzież pianistyczna, nagrodzona na międzynarodowych konkursach, pojawiająca się coraz częściej na sławnych estradach koncertowych świata. Również tego roku odbywały się kursy mistrzowskie. Prowadzili je Hiszpan Joaquin Soriano oraz Amerykanin węgierskiego pochodzenia Tamas Ungar.
64. Międzynarodowy Festiwal Chopinowski w Dusznikach (2009) zorganizowany był w 160. rocznicę śmierci Fryderyka Chopina”. Zainaugurował go sławny pianista francuski cypryjskiego pochodzenia, Cyprien Katsaris, który w programie umieścił rzadko grywane utwory Chopina, Liszta, Schumanna i Gottschalka. W kolejnych dniach na dusznickiej estradzie pojawili się: znakomity laureat Konkursu Chopinowskiego w 1970 roku Eugen Indjic i laureat konkursu w 2005 r. Lim Donk-Hyek oraz Aleksander Gawryluk, Krzysztof Broja, Mikołaj Luganski i in. Przypadająca w tym czasie 200. rocznica urodzin Feliksa Mendelssohna, który swego czasu, jak Chopin, bawił w Dusznikach, uczczono specjalnym koncertem jego twórczości. Ciekawym wydarzeniem stał się niezapowiedziany recital Piotra Palecznego, który artysta dał nagle w zastępstwie chorego pianisty zagranicznego. Mistrzowskie kursy prowadzili: Oleg Meisenberg oraz Matti Raekallio. Koncertowała uzdolniona młodzież.
W dobieraniu talentów na swój festiwal dyrektor Paleczny ma szczęśliwą rękę. Czyni to zresztą od lat ze znakomitym skutkiem. Dzięki temu publiczność, zjeżdżająca do Dusznik z różnych stron świata, ma wyjątkową okazję podziwiania bardzo młodych pianistów o świetlanej przyszłości. Wielu z nich robi później wspaniałe kariery międzynarodowe. Dobrze zatem mieć świadomość, że słuchało się kogoś, kto stał się sławny… i posiadać jego autograf.
Jak dalece zmieniło się wszystko w Polsce po uwolnieniu ludzkiej inicjatywy trzymanej na uwięzi przez pół wieku świadczy fakt, że obecnie cały festiwal spoczywa w rękach dwóch pełnych pasji i zaangażowania mężach – Piotrze Palecznym i Andrzeju Merkurze.
Andrzej Merkur, dyrektor organizacyjny i prezes Fundacji, zapytany przez autora tego szkicu o frekwencję na festiwalach, odpowiedział:
„Zainteresowanie każdym festiwalem jest tak wielkie, że już na pół roku przed kolejnym bilety mam sprzedane. Do Dusznik niektórzy melomani przyjeżdżają tylko na czas koncertów, ale nierzadkie są przypadki spędzania w Dusznikach wakacji całymi rodzinami. Pojawiają się też tacy, których widujemy od lat. Na wszystkich nam zależy; wszyscy są naszymi miłymi gośćmi. Cieszymy się, gdy opuszczają kurort pełni wrażeń i przeżyć”.
Wspomniani dyrektorzy są mózgiem i ciałem dusznickich świąt chopinowskich: wpływają na atmosferę imprezy i na jej sprawną organizację, oferują świetne koncerty z udziałem znakomitych artystów, dbając o to, by doznania wyniesione z Dusznik na długo zapadły w pamięć. Ich pomysłowość w uatrakcyjnianiu festiwalu wydaje się nie mieć ograniczeń.
Od kilkunastu lat wydawany jest „Biuletyn Festiwalowy”, codzienna gazetka, w której można znaleźć wywiady z artystami i interesującymi gośćmi, opnie o koncertach spisane na gorąco, wspomnienia wydarzeń osobliwych, informacje porządkowe, fotografie śmieszne i poważne, dziennikarskie michałki. Przed kilkoma laty zamontowano w Parku Zdrojowym aparaturę nagłaśniającą koncerty, niedawno tamże pojawiły się telebimy, by spacerujący kuracjusze mogli też oglądać grających pianistów; podniesiono komfort słuchania w Dworku Chopina instalując klimatyzację, podwyższono estradę, by zwiększyć widoczność grającego itd. Nad fortepianami czuwa osobiście dyrektor artystyczny, zapewniając pianistom przynajmniej dwa dobrze nastrojone i zintonowane koncertowe fortepiany markowych firm. Instrumenty Steinway’a przywozi się przeważnie z Berlina, a Yamahy z Paryża. Nad jakością brzmienia fortepianów pieczę sprawują zespoły stroicieli i korektorów.
Warto dodać, że dyrektorzy w swych wysiłkach wspomagani są przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Narodowy Instytut Fryderyka Chopina, władze administracyjne województwa i miasta Dusznik, Agencję Artystyczną „Filharmonia” i sponsorów, kreując święto muzyczne, jakiego próżno szukać gdzie indziej…
Piotr Paleczny pytany przez żurnalistów po każdym kolejnym festiwalu, czego można spodziewać się za rok? – z rozbrajającym uśmiechem zwykle odpowiada:
„Szczegółów zdradzać nie będę, ale na pewno wystąpią artyści, którzy ponownie zafascynują naszą publiczność. Bywając na innych festiwalach pianistycznych mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że nasz jest doskonale znany i ceniony, o czym między innymi świadczy zainteresowanie nim Europejskiej Unii Radiowej. I tu szczególnie chciałbym podziękować Programowi Drugiemu Polskiego Radia za znakomitą współpracę, za wyjątkową pomoc, za propagowanie dusznickiego festiwalu. Wiem, że większość naszych gości wyjeżdża stąd z nadzieją, że w przyszłym roku tu powróci. Możemy być zatem zadowoleni, no może nie w pełni, bo jesteśmy świadomi pewnych braków. Nie zamykamy oczu ani uszu na słowa życzliwej krytyki i w przyszłości postaramy się te wady zniwelować…”.