Polecam gorąco – Giorgi Gigashvili

Niemal równo rok temu, było to 19 sierpnia – więc o kilka dni nie warto się kłócić – miała premierę płyta świetnej skrzypaczki Lisy Batiashvili. Program tego albumu ciekawy, a tytuł wręcz rozpalający wyobraźnię: Secret Love Letters, czyli „sekretne listy miłosne”. Lisa Batiashvili wybrała do tego albumu Sonatę skrzypcową A-dur Césara Francka, I Koncert skrzypcowy op. 35 Karola Szymanowskiego, Poemat op. 25 Ernesta Chaussona i jeszcze drobiazg Debussy’ego, kołysankę Beau soir, czyli pieśń w transkrypcji skrzypcowej Heifetza. Co ma wspólnego ten album z tegorocznym Festiwalem. Otóż partneruje Lisie Batiashvili w wykonaniu Sonaty Francka artysta, który dzisiaj gościć będzie w Dworku Chopina – Gruzin Giorgi Gigashvili. Pianista niezwykły, przykuwający uwagę niezwykłą artystyczną wyobraźnią i wrażliwością na brzmienie. Bez tego przecież nie można nawet pomyśleć o interpretacji Sonaty Francka, a akurat to wykonanie – duetu Lisa Batiashvili i Giorgi Gigashvili – należy do najbardziej niezwykłych co najmniej w ciągu ostatnich dwóch dekad dziejów fonografii. Gruziński pianista zdobył II nagrodę Konkursu im. Artura Rubinsteina w Tel Avivie, więc dopisuje się do pocztu laureatów tego prestiżowego turnieju, którzy w Dusznikach w tym roku występują (zwycięzca, Kevin Chen grał w niedzielę). Ma 23 lata, podobno uczył się gry na fortepianie, ale wcale nie myślał poważnie o karierze pianisty-wirtuoza. Fascynowała go przecież bardziej tradycyjna muzyka Gruzji i świat brzmień elektronicznych. Gdy miał 13 lat – wziął nawet udział w gruzińskim konkursie „The Voice” i wygrał! Jednak kontynuował edukację muzyczną najpierw w Centralnej Szkole Muzycznej łowiącej największe talenty, a potem w Państwowym Konserwatorium w Tbilisi. Lista jego sukcesów jest długa i bogata, ale może najbardziej wartym podkreślenia fakt, że nie byłoby ich bez uwielbienia Gigashvilego dla Marthy Argerich. Swój recital zestawił bardzo ambitnie, konfrontując dwie romantyczne sonaty – II Sonatę b-moll op. 35 Fryderyka Chopina i I Sonatę fis-moll op. 11 Roberta Schumanna. Dzieli te dwa dzieło ledwie cztery lata. O Sonacie b-moll op. 35 (1839) przelano morze atramentu, bo wzbudzała kontrowersje swoją niezwykłą treścią i enigmatycznym finałem. Roberta Schumanna wręcz Finał zadziwił: „Sonata kończy się tak, jak się zaczęła – zagadkowo, czymś na kształt Sfinksa – z szyderczym uśmiechem.” Cztery lata wcześniejsza, jego Sonata fis-moll op. 11 ma kształty zdecydowanie bardziej klasyczne, ale przecież do konwencjonalności jej daleko. Nie zdecydował się Sonaty opublikować pod własnym nazwiskiem – ukazała się jako Sonata fortepianowa dedykowana Klarze przez Florestana i Euzebiusza. Kiedy Klara Wieck została jego żoną, zwierzył się jej; sonata była „samotnym wołaniem do ciebie z mojego serca…”. Czyżby więc Gigashvili chciał podkreślić w tej konfrontacji fakt, że Chopin raczej o depresji odchodzenia, a Schumann o apoteozie miłości? To tylko jeden z interpretacyjnych tropów. Na pewno są też inne – podpowie je wrażliwy pianista.

Marcin Majchrowski (Polskie Radio)