Polecam gorąco – Hyuk Lee

Nie pamiętam, chociaż pamięć mam niezwykle zawodną, żeby któryś z Festiwali Chopinowskich obył się bez sonat Fryderyka w programach recitali. Zarówno Sonata b-moll op. 35, jak i h-moll op. 58 niezmiennie budzą zainteresowanie wśród pianistów współczesności. Zresztą różnych dzieł tego gatunku skomponowanych przez innych kompozytorów nie brakuje, dość wspomnieć, że Yulianna Avdeeva wykonywała jedną z najpotężniejszych sonat napisanych przez Ludwiga van Beethovena – Sonatę B-dur op. 106 „Hammerklavier”. Giorgi Gigashvili – wcześniej – zestawił i skonfrontował ze sobą Sonatę b-moll op. 35 Chopina i Sonatę fis-moll op. 11 Roberta Schumanna. Porównań i kontekstu dla dzisiejszej prezentacji trzeciej, chronologicznie sonaty Fryderyka Chopina nie brakuje. Dzisiaj zabrzmi ta ukończona późną jesienią 1844 roku w Nohant w interpretacji młodego Koreańczyka Hyuka Lee – zdobywcy I nagrody konkursu Marguerite Long i Jacquesa Thibaud w Paryżu (2022). Hyuk Lee jest wychowankiem prstiżowej, paryskiej uczelni – zaledwie w maju ukończył Ecole normale de musique de Paris, a ponieważ był najlepszym absolwentem klasy fortepianu, to uhonorowany został dodatkowo Prix Cortot. W oficjalnym biogramie przyznaje się do – bagatela – czterdziestu koncertów fortepianowych, które ma w swoim repertuarze. To naprawdę imponująca liczba, a swoją drogą aż kusi, aby zapytać Hyuka Lee – ile w jego repertuarze znajduje się sonat fortepianowych? Na pewno dwie – oprócz Sonaty h-moll op. 58 Chopina, jest również Sonata b-moll op. 36 Sergiusza Rachmaninowa. Zresztą program swojego dusznickiego występu Hyuk Lee konsekwentnie podzielił właśnie pomiędzy twórczość Rachmaninowa i Chopina. Wyraźnie trzeba jednak podkreślić, że pod względem wartości w historii sztuki dźwięków to Chopinowi przypada niekwestionowane pierwszeństwo. Ale wróćmy do III Sonaty h-moll op. 58. Może trzeba w niej upatrywać apogeum myślenia Fryderyka o formie sonatowej? Bez wątpienia to dzieło wielkie i doskonałe, ale czy wspanialsze od II Sonaty b-moll? Na pewno inne, eksplorujące inny estetyczny świat. Dzisiaj Sonatę h-moll docenia się, a właściwie – i słusznie – stawia na piedestale arcydzieła. I aż trudno uwierzyć, że dość długo budziła kontrowersje, że kręcili na nią nosem komentatorzy, nie tylko muzykolodzy zresztą. Nie spodobała się Franciszkowi Lisztowi. Niecks wytykał jej „nadmiar motywów” – hmm… może to przejaw zazdrości, że tak bujnie obdarzył Chopin swoje dzieło? Jakiś brytyjski biograf Chopina – tę opinię również cytuje profesor Mieczysław Tomaszewski – uznał, że „namiętność finału przekracza granice przyzwoitości”. Natomiast poczciwina Władysław Żeleński skonstatował, że jej pierwsza część, to utwór „zupełnie chybiony”. To ja poproszę więcej takich „chybionych” kompozycji. Tak doskonale skonstruowanych i wyważonych; napisanych tak, że po wysłuchaniu dobrej interpretacji ma się poczucie absolutnego spełnienia. Tylko Chopin, i niewielu innych, potrafili tworzyć podobne monumenty.

Marcin Majchrowski (Polskie Radio)