Polecam gorąco – Illia Ovcharenko

Sztuka układania programów – jeśli kiedyś już o tym pisałem, to proszę o wybaczenie, że się powtarzam. Samo ukształtowanie recitalu jest jednak na tyle ważne, że warto do tematu powrócić i chwilę się nad nim zastanowić. Literatura fortepianowa daje nieskończenie wiele możliwości zestawiania ze sobą utworów. Kto wie czy to bogactwo nie jest czasami onieśmielające? Jak poruszać się w gąszczu gatunków i form muzycznych? Mieszać dorobek różnych twórców czy poszukiwać sensu w monograficzności? Oto pytania, które zadają sobie artyści, kiedy kształtują program swojego recitalu. Illia Ovcharenko, młody ukraiński pianista proponuje na dzisiejsze popołudnie coś bardzo frapującego. Ogniskuje się bowiem jego recital wokół dwóch sonat i… tonacji h-moll. Największe rozmiarami i najbardziej ważkie wyrazowo wydaje się w tym zestawieniu dzieło Franciszka Liszta. Skomponowana w 1853 roku i opublikowana rok później z dedykacją dla Roberta Schumanna, jest jednym z najważniejszych dzieł dojrzałego romantyzmu. Radykalnie zerwał Liszt z tradycyjnym, kilkuczęściowym układem formalnym. Postanowił, że trwające około trzydziestu minut dzieło będzie jednym muzycznym continuum, wielkim emocjonalnym i wyrazowym łukiem. Kontrasty się więc w Sonacie h-moll kumulują, a faktury i obrazy zmieniają. Oczywiście wnikliwi badacze dawno wytropili w materii dzieła ślady form dawniejszych, allegra sonatowego, połączonego – niejako stopionego – z czteroczęściowym cyklem. To wszystko tam jest, wyzyskane dla stworzenia zupełnie nowej jakości. Ale jeśli nie trzeba zadawać sobie analitycznych pytań, kiedy Sonaty się słucha, to jednak od kwestii treściowych się nie ucieknie. Tłumaczono ją więc na wiele sposobów. Sonata h-moll miała być opowieścią o Fauście, albo swoistą autobiografią Liszta, poszukiwano w niej treści odnoszących się do boskości i diaboliczności, obrazu Edenu czy metafory raju utraconego. Każdy z tych tropów bardzo ciekawy, ale można równie dobrze w ogóle nie myśleć o pozamuzycznych powiązaniach. Biorąc Sonatę h-moll Liszta w wymowny cudzysłów dwóch, rozmiarami mniejszych i wyrazowo spokojniejszych Sonat h-moll Domenica Scarlattiego Illia Ovcharenko taki sposób odczytania chyba podpowiada. Podsuwa trop skojarzeń tonacyjnych i kontrastów wyrazowych, które wynikają z same muzyki. I jeszcze dokłada kontekst szczególny: Sonaty op. 1 ukraińskiego kompozytora Levko Revutsky’ego (albo Lwa Rewuckiego). Ona również napisana została w niewesołej tonacji h-moll. Bardziej przypomina jednoczęściową fantazję, ale podobnie jak u Liszta, także i w niej emocje buzują jak w gorącym tyglu. Będzie także kilka innych utworów Rewuckiego, splecionych z muzyką Fryderyka Chopina, ułożonych we frapującą – przynajmniej potencjalnie – autorską „suitę”. Estetycznie są to odległe światy. Rewuckiego warto przypomnieć, należy przecież do najważniejszych twórców ukraińskich XX wieku. Jak zestawienie Rewucki-Chopin wypadnie? Czy – jak to się mówi – „zagra”? O tym przekonamy się niebawem…

Marcin Majchrowski (Polskie Radio)